Dwie miarki akcji, miarka romansu, miarka komedii… - czyli przepis na książkę?

Wielokrotnie dowiadywałam się z wywiadów i artykułów na swój temat, że ciężko określić gatunek którym tak naprawdę się zajmuję, gdyż do moich powieści wrzucam wszystkiego po trochu. Trochę jak czarownica do magicznego kotła.

Sama nigdy nie zastanawiałam się w jakim gatunku się poruszam na kartach swoich powieści. Po prostu zawsze pisałam i nadal piszę to, co w danym momencie mam ochotę przeczytać. A proporcje składników? Gdzie poznałam ten przepis?

Och, to bardzo stara receptura. Można powiedzieć, że starożytna…

Postanowiłam sobie odświeżyć ukochany film z lat dziecięco-szkolnych i to on natchnął mnie do stworzenia tego wpisu. Nie potrafię powiedzieć ile razy go widziałam. Wydaje mi się, że na pewno kilkadziesiąt. Rodzina poświadczy, że na pewnym etapie swojego życia, gdy fascynacja kulturą Starożytnego Egiptu osiągnęła u mnie apogeum, potrafiłam odtwarzać zamęczoną kasetę video choćby co tydzień. A czy moja fascynacja minęła? Zapewne trochę tak. Mój Mąż pewnie temu zaprzeczy - po tym jak nabyliśmy PlayStation moim pierwszym zakupem była trylogia przygód bohaterów ukochanego filmu na bluray. (Oczywiście zmusiłam potem Męża, żebyśmy obejrzeli wszystkie części z komentarzami reżysera i pozostałych świętych. Wytrzymał = naprawdę mnie kocha :P)

A jaki to film? „Mumia”, wyreżyserowana w 1999 roku przez Stephen’a Sommers’a z niesamowitą Rachel Weisz jako Evelyn i Brendan’em Fraser’em w roli Rick'a. Kto nie widział tego filmu niech się wstydzi!
Opowiada historię młodej bibliotekarki pracującej w Kairze (roztrzepanej, ale inteligentnej), jej brata oszusta (cyniczny, ale zabawny) oraz byłego żołnierza (rzecz jasna przystojnego, męskiego, och i ach). Razem szukają skarbu, ale zamiast bogactwa na ich drodze staje powstały z martwych kapłan Imhotep (tytułowa mumia), który starając się wskrzesić swoją kochankę Anck Su Namun gotów jest zniszczyć świat za pomocą plag egipskich.

„Mumia” to film przygodowy z elementem romansu, horroru i komedii. Tę sama mieszaninę przez lata staram się odtwarzać w moich książkach. A z jakim skutkiem – to już do Was należy ocena moich dokonań.

Z łezką w oku wspominam teraz czasy, gdy tak bardzo chciałam zostać bibliotekarką i niczym Evelyn poznać miłość mojego życia odkopując zwłoki pośrodku pustyni.
Może na pierwszy rzut oka nie wygląda to zachęcająco – w końcu piasek, obtarte nogi, zaschnięte usta, oparzenia słoneczne. Jednak z drugiej strony – romantyczny zachód słońca nad bezmiarem rozgrzanej pustyni. A nocą? Setki, tysiące gwiazd.


A Wy? Czy są jakieś filmy z Waszego dzieciństwa, młodości, które miały na Was aż tak wielki wpływ?

P.S. moje serce krwawi nawet na samą myśl o tym, że zamierzają zrobić remake z Tom'em Cruise'm w roli Rick'a...

Jeśli ktoś nie widział "Mumii", może kilka obrazków go zachęci:





Komentarze

  1. Sama od zawsze byłam zakochana w tym filmie, a gdy leciał w telewizji, za każdym razem nudziłam wszystkich by oglądnąć go po raz setny. Rodzina już miała mnie dość, ale dzięki opowieści o losach głównych bohaterów, chciałabym, po skończeniu szkoły średniej, znaleźć się na studiach archeologicznych :)
    Kto wie, może przy ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia, uda mi się spełnić swoje marzenie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam "Mumię" kilka razy, jednak dopiero po przeczytaniu Pani postu poczułam to coś. Postanowiłam iż obejrzę go raz jeszcze...ten film ma tyle samo lat co ja, a oglądałam go będąc jeszcze w podstawówce, więc takie odświeżenie dobrze mi zrobi. Filmem mojego dzieciństwa jest zdecydowanie Król Lew. Być może przyczynił się on do tego, że w swoich opowiadaniach do szuflady, umieszczam wątek zemsty "tego dobrego, nad tym złym". Post naprawdę mi się spodobał i zachęcił do obejrzenia filmu. Uratowała mi Pani jeden nudny wieczór, który z pewnością zmieni się w ciekawy seans filmowy. Pozdrawiam, Julia Kaczmarczyk ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Mumia" jest świetna, ale Pani książki to arcydzieła! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz