Przedwakacyjne medytacje

Po całym roku ciężkiej pracy i pisania wreszcie wybieram się na urlop! Mam nadzieję, że uda mi się złapać trochę oddechu. Może przy okazji w mojej głowie pojawią się jakieś nowe pomysły na powieści? Takie są plany, więc trzymajcie za to mocno kciuki.

A Wasze kciuki naprawdę mi się przydadzą, ponieważ okazało się, że o ile z pisaniem książek, pracą zawodową i ogarnianiem tysiąca spraw jednocześnie świetnie sobie radzę, to odpoczywanie w ogóle mi nie wychodzi.


Co w tym trudnego? - zapytacie.
Niby nic, ale ja tego nie umiem.

Któregoś dnia, kiedy miałam wyjątkowo podły humor i byłam przekonana, że od nawału obowiązków niebo zaraz zwali mi się na głowę, poszliśmy z  Mężem na spacer do Łazienek Królewskich w Warszawie. Samo wyjście na spacer było dla mnie torturą, no bo przecież terminy mnie gonią, a ja będę chodzić bez celu pomiędzy drzewami? Gdzie tu sens? Wtedy to usłyszałam od Męża, że nie umiem odpoczywać.

Chyba ma rację. Z całą pewnością świadczy o tym chociażby fakt, że ostatni raz byłam w Łazienkach na spacerze pięć lat temu, z okazji robienia ślubnych zdjęć. A wcześniej? Hm... chyba jeszcze na studiach na jakiejś randce, ale głowy za to nie dam. Może to był jakiś inny park?

Siedząc między drzewami, na ławce zaczęłam się zastanawiać, co właściwie jest dla mnie odpoczynkiem. Okazało się, że ciężko znaleźć na to pytanie odpowiedź!

Kiedyś namiętnie rysowałam. Włączałam sobie "do towarzystwa" któryś z ulubionych filmów, który znałam na pamięć, więc nie musiałam go słuchać, ani na niego patrzeć (np. "Matrix", "Mumia" czy "Piratów z Karaibów").

Kto został przeze mnie obdarowany portretem ten wie, że moje rysunki zawsze były wielce entuzjastyczne, ale niekoniecznie oddawały w pełni portretowaną postać. Jedynie Johnny'ego Depp'a udało mi się w miarę dobrze narysować, ale z przyczyn zrozumiałych nigdy nie miałam możliwości podarować mu rzeczonego portretu ;)


Na załączonym obrazku możecie podziwiać "Konika", "Maksa" - bohatera mojej powieści "Wilk" (ja i moja najlepsza przyjaciółka Daria, miałyśmy go narysowanego chyba w każdym szkolnym zeszycie. Tak bywa, kiedy wymyślony chłopak zaczyna Ci się podobać), oraz jeden z miliarda portretów Johnny'ego. Mój najlepszy wciąż wisi na ścianie w moim dawnym pokoju, więc nie mam możliwości Wam go pokazać ;)

Niemniej ostatni raz rysowałam na poważnie jeszcze na studiach. W 2016 roku miałam krótkotrwały zryw, żeby sportretować Wiedźmina (znam nawet dokładną datę, bo wrzuciłam potem zdjęcie tego rysunkowego potworka na Instagrama), ale zrezygnowana efektem mojej pracy, szybko porzuciłam rysowanie.

To już wiemy, że szkicowanie odpada. Zresztą chyba już zapomniałam jak to się właściwie robi. W takim razie co ja jeszcze robię, żeby odpocząć?

Z całą pewnością czytanie jest dla mnie formą relaksu. Niestety nawał obowiązków sprawia, że czytam zwykle walcząc z choroba lokomocyjną, w autobusie, jadąc do pracy. Czytanie w domu wzbudza we mnie poczucie winy, bo przecież mogłabym wtedy pisać swoje książki, a nie czytać cudze.

To może sport? To podobno oczyszcza głowę, produkuje endorfiny, dotlenia. Brzmi świetnie. Na studiach tańczyłam, potem chodziłam na zumbę. Pamiętam, że bardzo to lubiłam i taniec sprawiał mi dużo satysfakcji.

Każdy kto kiedykolwiek, chociaż przez chwilę, tańczył zumbę, ten zrozumie.

Potem jednak studia dobiegły końca, zaczęła praca i jakoś tak w magiczny sposób czas też się skończył. Wraz z jego brakiem kompletnie znikła u mnie kondycja. A także wszelka koordynacja ruchowa, chociaż jej to akurat nigdy nie posiadałam zbyt wiele...

No to może rower? To prostsze. Nie trzeba iść na zorganizowane zajęcia, bo samemu można je sobie "zorganizować". Kupiłam składak, głownie z sentymentu za dzieciństwem, kiedy jeździłam na podobnym po osiedlu. Tylko znowu okazuje się, że jazda jest fajna, ale zamiast odpoczywać mam wrażenie, że w tym czasie mogłabym zrobić tysiąc innych rzeczy i pojawia się u mnie poczucie winy przez duże "W".

Dowód, że mój rower naprawdę istnieje i nawet na nim jeździłam.

Aktywność fizyczna mi nie wychodzi. To co dalej?

By walczyć z gonitwą myśli postanowiłam, że nauczę się wyciszać i medytować. Kilkunastominutowy reset brzmi fajnie (i co najważniejsze krótko).

Poradziłam się kolegi Igora jak najlepiej się za to zabrać. Pierwsze kilka dni uczyłam się rozluźniać mięśnie. Okazało się, że nawet czoło mam wiecznie zmarszczone i skurczone. Dopiero niedawno spróbowałam "wczuć się we własne ciało". Okazało się, że wczuwanie wczuwaniu nierówne. Świetnie idzie mi wczuwanie się we własny ból głowy i doprowadzanie się do jeszcze większej migreny, ale z byciem świadomym każdego mięśnia, to już nie idzie mi tak świetnie.

Na polu medytacji jeszcze zdecydowanie bardzo dużo nauki przede mną. No, ale przynajmniej rozluźnianie skurczonych mięśni całkiem nieźle mi wychodzi. Zgodnie z instrukcjami rozluźniam się od czubka głowy do stóp. Przy okazji odkryłam, że robienie tego na leżąco niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Za pierwszym razem usnęłam na wysokości kolan. Drugiego dnia już na wysokości piersi, a trzeciego doszłam ledwie do nosa.

Tak więc medytacji nadal muszę się uczyć, a póki co mam sprawdzony sposób, żeby usnąć w 30 sekund. Zawsze coś! ;)))

Niereformowalny pracoholik, powiecie. I słusznie. Zdecydowanie mam problem i coraz bardziej się zapętlam ;)

Z tego powodu po pierwsze - postanowiłam w ogóle na ten urlop pojechać i nie zabierać ze sobą laptopa. Pierwotny plan zakładał, że wolne dni spędzę w Warszawie pisząc. Sami musicie przyznać wyjazd bez komputera, to już duży postęp.

A Wy? Jakie macie sposoby na relaks i zresetowanie mózgu? A może tak jak ja wiecznie za czymś pędzicie? Piszcie w komentarzach! Mam nadzieję, że podrzucicie mi kilka fajnych pomysłów na odpoczynek.



Komentarze

  1. Podziwiam za postanowienie bezlaptopowe. Ostatni raz zdecydowałem się na taki krok trzy lata temu (nomen omen) w Górach Świętokrzyskich: https://antifragile.pl/2015/06/reset-na-goloborzu/

    Trzymam kciuki! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Restart mózgu? Pani... Ja mam wiecznie mózg zrestartowany i zastanawiam się jak zrobić żeby przywrócić go do aktywności. Potrafię godzinami przeleżeć z audiobookiem. Nie potrafię wejść w stały rytm pisania bloga ani książek, mimo że usilnie się staram żeby przy obu jakiś postęp i ciągłość były ale no jest jak jest... Bloga to tam jeszcze poprowadzę, 2 wpisy w miesiącu i dobre. Ale jak o książce zapomnę to koniec - piszę żółwiowym tempem.

    Chcesz pomysł na odpoczynek? Stary góral radzi: idź w góry. Świętokrzyskie masz pewnie obczajone, więc polecam te południowe, zwłaszcza Beskid Śląski. Kawałek od mojego domu jest las, gdzie każdej nocy strzelają do siebie duchy partyzantów i nazistów ;)
    I hokej na lodzie - też mówiłem kiedyś, że sport nie dla mnie, dopóki nie założyłem łyżew i wziąłem kij do rąk ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz