Fragment powieści "Paranoja"


Premiera powieści "Paranoja" coraz bliżej! Książka pojawi się w księgarniach już 17 października :)

Polubiliście bohaterów?
Kto najbardziej przypadł Wam do serca? Joasia Skoczek? Marek Zadrożny? Sebastian Pol? A może Tomasz Stalowiec?

Jeśli chcecie się dowiedzieć o tym, jak dalej potoczyły się ich losy, to koniecznie sięgnijcie po "Paranoję". A ja póki co podzielę się z Wami małym fragmentem :D

Fragment powieści "Paranoja": 

    "Stukot obcasów przeszedł w nieprzyjemny zgrzyt, gdy kobieta niespodziewanie poślizgnęła się na kafelkach. Jej noga wygięła się na wysokości zgrabnej kostki, gdy elegancki bucik zdradziecko stracił przyczepność. Blondynka zamachała rozpaczliwie rękami, usiłując złapać równowagę. Grzywa blond włosów, sięgających niemalże do pasa, zafalowała gwałtownie.
    Marek Zadrożny otworzył usta, ale nie zdążył nawet powiedzieć słowa. Zresztą i tak nie miał najmniejszych szans, żeby ją złapać. Stał dobre pięć metrów dalej.
    Ona jednak poradziła sobie bez jego pomocy.
– Uff – sapnęła.
    Zafascynowany przyglądał się, jak obfite i zdecydowanie nienaturalne piersi jego towarzyszki unoszą się w rytmie przyspieszonego oddechu. Był pełen szczerego podziwu. Lekko się zasapała, ale zdołała utrzymać równowagę na kilkunastocentymetrowych szpilkach, wykonując jedynie kilka wymachów rękami, które zdobiły ostre tipsy.

    Uznał, że musiała mieć w tym doświadczenie.
– Masz śliską podłogę – skrytykowała, wydymając usteczka. – Lepiej usiądę.
    Z przesadną ostrożnością zeszła z fragmentu posadzki pokrytego marmurowymi płytkami i z ulgą stanęła na dębowej klepce parkietowej. Marek zaczął się zastanawiać, czy jej obcasy nie zostawią na deskach śladów.
– Przepraszam – odparł, bo wydawało mu się to na miejscu. – Napijesz się może wina?
– Masz białe? – zapytała. – Wybielałam w tym tygodniu zęby, nie mogę pić niczego z barwnikami.
    Spojrzał na swoje ulubione czerwone półwytrawne wino, które mógł pić litrami. Z westchnieniem pochylił się do szafki, w której trzymał trunki. Na szczęście miał też jedną jedyną butelkę białego wina, którą kupił kiedyś przypadkiem i zupełnie o niej zapomniał.
    Gdy się odwrócił, żeby z uśmiechem potwierdzić, spostrzegł, że dotarła do kanapy. Potężny zestaw wypoczynkowy tkwiący pośrodku salonu pełen był różnokształtnych poduszek. Wszystkie, o co zadbał tuż przed wyjściem, były odwrócone przodem do wnętrza kanapy. Teraz z lekkim przerażeniem dostrzegł, że zaciekawiona dziwnym ułożeniem kobieta zaczęła je przekładać.
    Jej piękna twarz z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi, firanką rzęs z futra norki i całuśnymi ustami wzbogaconymi kwasem hialuronowym skrzywiła się z niesmakiem na widok wyhaftowanych na poduszkach kotków.
   Otaczający ją urok opalonej laleczki z porcelany zniknął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Zniesmaczona zaczęła na powrót odwracać wszystkie poduszki w zasięgu swoich rąk.
– Szlag by to! – zaklął pod nosem mężczyzna i czym prędzej zaczął otwierać wino.

    Miał szczerą nadzieję, że zdoła ją upić, zanim kobieta dostrzeże poduszki stanowiące dość kontrowersyjny, lecz nieodłączny element wystroju jego salonu.
– Proszę, Andżeliko! – Pospieszył w jej stronę z kieliszkami.
    Nalał zdecydowanie więcej, niż przewidywały zasady savoir­vivre’u, ale go to nie obchodziło. Teraz zależało mu tylko na tym, żeby kobieta jak najszybciej wypiła trunek i zapomniała o nieszczęsnych poduszkach. Liczył, że skupi się na wielkim telewizorze, kominku, antykach albo przeszklonych drzwiach prowadzących na taras. Nie spodziewał się, że od razu sięgnie po poduszki. Niemalże wepchnął jej kieliszek w dłoń i czym prędzej usiadł na jednej z poduch w kotki, żeby zasłonić haft własnym ciałem. Posłał jej zawadiacki uśmiech, który – co wiedział z doświadczenia – zawsze działał.
    Tym razem nie podziałał. Szok na widok poduszek z krzywymi podobiznami baraszkujących kotków musiał być zbyt silny.
    Taksujące spojrzenie Andżeliki prześlizgnęło się po wnętrzu apartamentu. Marek poczuł ulgę, gdy zawędrowało w bezpieczniejsze rejony. Był naprawdę dumny ze swojego mieszkania. Aranżował je przez wiele lat i jeśli pominąć poduszki, które namiętnie wyszywała jego bratanica i z upodobaniem umieszczała je na kanapie, każdy element pasował tu idealnie.
– Ładne mieszkanie – pochwaliła, pociągając duży łyk wina.
– Dziękuję.
– Jest twoje czy wynajmujesz? – zapytała.
– Tak, jest moje.
    Oparł się wygodnie i objął Andżelikę. Z uśmiechem wtuliła się w jego ramię i odrzuciła włosy na plecy, by nie zasłaniały jej głębokiego dekoltu.

    Zorientował się, że osuszył już niemalże cały kieliszek.
    Zdał sobie też sprawę, że zaczyna wyglądać na zdesperowanego. Ręce pociły mu się jak nastolatkowi, a krew szaleńczo pulsowała w żyłach. Skarcił się w myślach. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo stresuje go dzisiejsza randka.
    Wieczorne spotkania z pięknymi kobietami, niemalże zawsze kończące się w łóżku, były stałym elementem jego życia.
    To spotkanie różniło się jednak od pozostałych i właśnie w tym doszukiwał się teraz powodu własnego zdenerwowania. Złamał swoją najważniejszą zasadę. Umówił się na randkę z kobietą młodszą od siebie o ponad dziesięć lat. Zwykle tego nie robił, obawiał się, że nie nawiązałby porozumienia z dużo młodszą dziewczyną. Uważał, że przed zaprowadzeniem jej do sypialni wypadałoby chociaż o czymś porozmawiać.
    Tymczasem kobieta siedząca obok niego miała niespełna dwadzieścia trzy lata. Niby tylko trzynaście lat różnicy, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że molestuje właśnie jedną ze swoich studentek.
   Kolejnym powodem do zdenerwowania był fakt, że była to jego pierwsza randka od kilku miesięcy. Wcześniej zwyczajnie nie miał ochoty na żadne spotkania. Dużo myślał o pewnej lekarce, która nagle wyjechała i nie raczyła odbierać jego telefonów. Joasia Skoczek zdecydowanie zbyt długo zajmowała jego myśli. Czuł, że przez to wyszedł z wprawy.
– Coś nie tak? – zapytała Andżelika.
– Co? Nie! Ja…
    Jej dłoń oparła się na jego kolanie i wolno przesunęła się wzdłuż nogawki dżinsów w stronę krocza.
    Zerwał się z kanapy i zapytał:
– Masz jeszcze ochotę na wino?

    Zaskoczona zamrugała, ale nie straciła animuszu. Poprawiła włosy i oblizała usta.
– Czyżbyś chciał mnie upić i wykorzystać? – zachichotała.
    Coś mu się przewróciło w żołądku na dźwięk jej piskliwego śmiechu. Zaczął się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie zauważył, że ona tak się śmieje.
– Nie zrobię niczego, na co byś się nie zgodziła – zapewnił.
– Och, zgadzam się na wszystko – odparła niefrasobliwie.
    Podążyła za nim do otwartej na salon kuchni. Stawiała ostrożne kroki, żeby tym razem obcasy nie straciły przyczepności. Zerkał na jej powolny, zmysłowy krok, gdy nalewał nową porcję wina do kieliszków. Znowu przesadził.
    Poziom alkoholu zdecydowanie przewyższał najszersze miejsce kieliszka. Ledwie się powstrzymał, żeby nie nalać do pełna.
    Andżelika oparła się o barowy blat naprzeciwko niego, wypychając swój pokaźny biust do przodu. Początkowo Marek był zauroczony licznymi walorami swojej dzisiejszej wybranki. Kobieta, w jego oczach jeszcze dziewczyna, prezentowała się ślicznie. Gdy jedli kolację w restauracji, był świadomy zazdrosnych spojrzeń innych mężczyzn.
    Łechtało to jego próżność i chyba tylko dlatego zabrał ją do swojego mieszkania, choć obawiał się, że nadal będzie opowiadała wyłącznie o najmodniejszych ćwiczeniach i diecie znanej celebrytki, która sprawia, że piersi wyglądają wyjątkowo jędrnie.
    Bandażowa sukienka w kolorze amarantowego różu tak ściśle oplatała ciało Andżeliki, że nie musiał się nawet zastanawiać, co jej właścicielka ma pod spodem. Był głęboko przekonany, że nie włożyła żadnej bielizny. Po kilku 
chwilach pożałował jednak, że odebrała mu zabawę w typowanie koloru majtek.
– Często chodzisz na siłownię? – zagadnęła, po czym niby przypadkiem przesunęła palcami po wargach, a potem powiodła nimi wzdłuż szyi, aż do dekoltu.
– Szczerze mówiąc, to nie – odparł. – Tamtego dnia odwiedzałem kolegę. Poci się codziennie z nadzieją, że ćwiczenia wypełnią pustkę w jego życiu.
    Andżelika wydęła usta i pogroziła mu palcem.
– Ja bardzo lubię chodzić na siłownię i zapewniam, że moje życie nie jest puste.
– Nie śmiałbym twierdzić inaczej. Po prostu wolę pływanie.
    Podał jej kieliszek. Tym razem to ona opróżniła go prawie jednym haustem. Odgięła swoją łabędzią szyję i przełknęła alkohol, jakby to była woda.
– Nie lubię pływać – skwitowała. – Czepek niszczy włosy.
– W takim razie chyba muszę częściej chodzić na siłownię, skoro można poznać tam takie piękne kobiety – stwierdził.
– Już nie musisz poznawać nikogo innego! – Mrugnęła do niego porozumiewawczo.
    Marek zaczął się zastanawiać, czy jego najlepszy przyjaciel Sebastian jeszcze kiedykolwiek się do niego odezwie. Nie okłamał Andżeliki, nie cierpiał siłowni. Zdecydowanie bardziej wolał spędzać czas na świeżym powietrzu lub pływać niż wdychać zapach potu otaczających go ludzi. Seba był pod tym względem jego całkowitym przeciwieństwem – uważał, że wszystkie ćwiczenia powinno się wykonywać pod nadzorem trenera, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Poza tym panicznie bał się otyłości prześladującej mężczyzn z jego rodziny, więc katował się na osiedlowej siłowni niemalże codziennie.

    Odwiedzając tam przyjaciela, Marek zauważył, że Seba zerka na Andżelikę, i dla żartu ją zagadnął. Jak znał komisarza, ten odezwałby się do niej chyba tylko w momencie, gdy ktoś przystawiłby mu pistolet do głowy. Przebojowość chłopaka z blokowiska znikała zupełnie, gdy musiał odezwać się do kobiety, która mu się podobała. Ubrana w obcisły różowy trykot Andżelika niespodziewanie zagustowała w Marku, a nie w umięśnionym i mocno spoconym Sebastianie.
– Byłeś na siłce z kolegą, prawda? – zapytała. – Kojarzę go. Przychodzi codziennie, tak jak ja. Ma niezłe ciało.
– To Sebastian. Znamy się od…
– Jest lekarzem tak jak ty? – przerwała mu.
– Nie, jest policjantem.
– A jakim jesteś lekarzem? – Szybko straciła zainteresowanie jego kolegą. – Chirurgiem? Chirurdzy są bardzo sexy.
    Marek nie miał wątpliwości, że ciała ponętnej Andżeliki dotykały niejedne ręce chirurga odziane w jednorazowe rękawiczki. Był ciekaw, ile blizn na nim znajdzie. Obstawiał, że pod jej krągłymi piersiami na pewno znajdują się kilkucentymetrowe ślady po wszczepieniu implantów.
– Ja też kroję ludzi, ale nie jestem chirurgiem – odparł dyplomatycznie.
    Doświadczenie nauczyło go, że zawód lekarza medycyny sądowej nie był tak poważany przez potencjalne partnerki jak inne lekarskie specjalności. Nie spotkał jeszcze kobiety, którą podnieciłaby myśl, że sunące po jej ciele dłonie tego samego dnia dotykały rozkładających się zwłok. Chyba tylko proktolodzy mieli gorzej od niego. Marek nie potrafił sobie wyobrazić motywów, które skłaniały ludzi do wyboru tej ścieżki kariery. Był przekonany, że musiała się z tym wiązać jakaś głęboka trauma.

    Andżelika opróżniła kieliszek i odstawiła go z brzękiem na kamienny blat.
– Mhm, masz takie duże dłonie – zagruchała i złapała go za rękę. – Na pewno świetnie radzisz sobie ze skalpelem.
    Przez chwilę nawet rozważał, czy nie powiedzieć jej od razu, jaką ma specjalizację. Kilka razy udało mu się nawet zaintrygować partnerkę swoim zawodem. Ich fascynacja gwałtownie malała jednak w momencie, gdy wyjaśniał, że serial
CSI to fikcja. Znikała zaś zupełnie, gdy odkrywały, jaka jest pensja lekarza medycyny sądowej i że czasami taki lekarz po powrocie z pracy śmierdzi.
    Nie powinno go to dziwić. Nawet rodzice się go wyparli, gdy zamiast wybrać prestiżowy zawód, postanowił kroić trupy. Pierwszy lepszy psychiatra stwierdziłby prawdopodobnie, że wybór specjalizacji był wywołany chęcią zirytowania rodziny i zbuntowania się wobec prawniczej tradycji. Marek doskonale zdawał sobie z tego sprawę. To między innymi dlatego nie lubił psychiatrów. Andżelika przysunęła do siebie jego rękę i położyła ją na swoim dekolcie.
    Sunąc palcami po jej piersiach, Marek niespodziewanie pomyślał o Asi – doktor Joannie Skoczek, młodej rezydentce specjalizującej się w nielubianej przez niego psychiatrii. Przypomniał sobie jej ciemne loki i zadziorne spojrzenie. A także biust i zgrabne nogi. Mógł się założyć o własne życie, że jej ciało nie miało żadnego kontaktu ze skalpelem chirurga plastycznego.
    Niestety nigdy nie udało mu się przekonać o tym osobiście.
– Dlaczego się uśmiechasz? O czym myślisz? – zagadnęła Andżelika.
– O tym, jak pięknie wyglądasz – skłamał gładko.

– Nalej mi jeszcze wina – zażądała.
    Z ulgą zabrał dłoń. Zaczął się zastanawiać, jak wyplątać się z randki i grzecznie pożegnać Andżelikę. Nie był pewien, czy uda mu się to zrobić.
    Kobieta, wyczuwając jego dystans, odwróciła się i przeszła kilka kroków w stronę kanapy. Tam pochyliła się, udając, że poprawia but. Ciasna sukienka podjechała wyżej, ukazując gołe pośladki, pomiędzy którymi próżno było doszukiwać się chociażby sznurka stringów.
    Nie ma bielizny, skonstatował Marek, przyznając sobie jeden punkt za domyślność.
    Przypomniał sobie czarne koronkowe majtki, które nie tak dawno wysłał w prezencie Joannie. Gdy spotkali się w knajpie, w której grał wieczorami na gitarze, uratował ją przed kłótnią z chirurgiem, z którym była na randce. Potem odprowadził ją do mieszkania i gnany ciekawością wprosił się do środka. Tam w bałaganie panującym w niewielkiej kawalerce dostrzegł pod kaloryferem porzucony
koronkowy stanik. Zawstydzona Joanna wyjaśniła mu, że to jej kot musiał go tam zawlec.
    To dlatego później, dla żartu, a także z sympatii, podarował jej na poprawę nastroju majtki. Czarne, koronkowe – takie, jakie najchętniej by z niej zdjął, gdyby tylko mu na to pozwoliła.
     Nie lubił psychiatrów i nie uważał ich za lekarzy, ale Joanna zachwyciła go od pierwszego wejrzenia. Chciał z nią rozmawiać, chciał jej słuchać, chciał ją poznać, chciał zobaczyć ją nagą. Ona jednak uparcie odrzucała jego awanse.
    Marek dopił kieliszek wina, żeby zmyć gorycz, którą poczuł. Kilka miesięcy temu Joanna o włos uniknęła śmierci – w dużej mierze dzięki jego pomocy. Zaraz potem, lekko odurzona, zgodziła się pójść z nim na randkę.

    A później zniknęła.
    Spakowała walizki i z ukochanym kotem pod pachą wyjechała z Warszawy. Nie zostawiła żadnej wiadomości, żadnej wskazówki. Nawet Sebastian nie wiedział, gdzie się podziała. Kadrowe w jej szpitalu też nie miały żadnej informacji, a potem postraszyły Marka policją, jeśli nie przestanie im się naprzykrzać. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie uciekła do byłego męża, który ją zdradzał i z którym się rozwiodła.

    Zadrożny zganił się za to, że jego myśli odpłynęły od wspaniałego ciała dziewczyny poznanej na siłowni. Andżelika w tym czasie nie próżnowała. Kierując się w stronę kanapy, rozpięła suwak swojej sukienki. Gdy tylko zamek puścił, materiał skurczył się do rozmiarów przypominających ubranko dla lalek.
    Zaskoczony tak szybkim biegiem wydarzeń Marek otworzył szeroko usta i niemalże upuścił kieliszek. Andżelika poruszyła kilka razy biodrami i pozbyła się amarantowej szmatki.
    Stała teraz przed nim goła i perfekcyjna, jak ją Pan Bóg na spółkę z chirurgiem stworzyli.
– Na co czekasz? – zapytała, opierając dłonie na biodrach. – Chcesz mnie przelecieć czy nie? Znudziła mi się już ta rozmowa.
– Ja…

    Odwróciła się i kręcąc pośladkami, podeszła do kanapy. Zaczęła zrzucać na ziemię poduszki.
– Nie wiem, o co biega z tymi kotami. Są paskudne – skwitowała.
– Wyszyła je moja bratanica – wyjaśnił.
– Ale to nie znaczy, że musisz je tu trzymać. Położyła się na boku niczym modelka czekająca tylko,
aż ktoś namaluje jej akt. Jedna z piersi uniosła się lekko, 
odsłaniając białą bliznę, wyraźnie jaśniejszą na tle skóry opalonej za pomocą lamp UV.
– Do diabła, starzeję się… – mruknął Marek i westchnął, podejmując decyzję.
– Co ty tam mówisz?
– Poduszki leżą na kanapie, bo moja dziesięcioletnia bratanica tutaj mieszka – wyjaśnił, stając w bezpiecznej odległości. Nie zamierzał uprawiać seksu z Andżeliką, ale chciał chociaż popatrzeć, skoro już mu to bezwstydnie umożliwiła.
    Usteczka kobiety ułożyły się w idealne „o”.
– Wychowuję ją. – Widząc brak zrozumienia na twarzy kobiety, dodał jeszcze: – Mieszka ze mną od kilku lat.
– A żonę też masz?
– Nie, nie jestem żonaty.
– Jesteś więc samotnym mężczyzną wychowującym nie swoje dziecko? – uściśliła. Zerwała się z kanapy i złapała porzuconą wcześniej na stoliku torebkę. Wyciągnęła telefon komórkowy. Jej palce zaczęły gorączkowo stukać w ekran.
    Marek się zdziwił. Myślał, że chwyci raczej sukienkę niż komórkę.
– Kiedy tak to ujmujesz, faktycznie nie brzmi to dobrze – zgodził się. – Mogę zapytać, co robisz?
– Zamawiam sobie taksówkę – odparła oburzona.
– Ale…
    Odłożyła telefon i podniosła sukienkę. Z fascynacją przyglądał się, jak Andżelika usiłuje się w nią wcisnąć. Materiał był elastyczny, niemniej krój stroju sprawiał wrażenie, jakby mógł pomieścić ledwie jedno udo kobiety.
– Uznałem, że powinnaś wiedzieć – stwierdził.
– No i dobrze, do cholery, że mi powiedziałeś. Może jeszcze jest teraz w mieszkaniu?!

– Nie, nocuje u sąsiadki, która pełni funkcję jej przyszywanej babci.
    Przestała się szarpać z sukienką, gdy zdołała ją przepchnąć przez biodra. Jej piersi falowały w powietrzu w rytm urywanego oddechu. Marek poczuł, jak ogarnia go zniechęcenie. To zdecydowanie nie była udana randka. Żałował teraz, że zaprosił Andżelikę. Tylko zrobił z siebie idiotę.
    Poza tym obawiał się, że Seba go teraz znienawidzi i zastrzeli przy pierwszej lepszej okazji. Wszyscy lubili Sebastiana, zwłaszcza prokurator rejonowa Natalia Świetlik. Był pewien, że Seba nie dostanie za tę zbrodnię sprawiedliwego wyroku. Zatuszują śmierć Zadrożnego. Marek był
jednak teraz tak przygnębiony, że nawet nie było mu z tego powodu przykro.
– Słuchaj! Rzadko kiedy się mylę – oświadczyła, wciągając sukienkę na jedną pierś. Druga wciąż sterczała zawadiacko, uparcie opierając się właścicielce.
– Może pomogę…
– Do kurwy nędzy! – Szarpnęła cyckiem i zapięła sukienkę. – No, wreszcie!
    Miał ochotę zaklaskać, ale nie był pewien, czy nie dostanie w twarz.
– Wracając do tematu, ja naprawdę rzadko się mylę! – Wycelowała w niego palec. – Wpadłeś mi w oko na siłowni i cię wyhaczyłam. W ogóle nie wyglądałeś na samotnego tatuśka. Nie powinnam była tego przegapić. Muszę to wszystko przemyśleć.
– Oczywiście. – Pokiwał głową.
– Ja jestem jeszcze młoda.
– Oczywiście.
– Ty jesteś już w średnim wieku.
    O mało się nie zakrztusił.

– Nie przepadasz za siłownią – wymieniała dalej, licząc na palcach. – A teraz jeszcze się dowiaduję, że masz dziecko?
– Technicznie rzecz biorąc, wychowuję dziecko, sam nie mam jeszcze dzieci – wyjaśnił.
– Jeden pies. Chociaż trzeba przyznać, że mieszkanie masz fajne, na dodatek na Saskiej Kępie. No i jesteś lekarzem – westchnęła z żalem.
    Telefon w kieszeni Marka zaczął wibrować. Westchnął ciężko, miał tylko nadzieję, że to nie jest nagłe wezwanie do zgonu. Dzisiaj nie miał dyżuru pod telefonem.
    Zobaczył imię na wyświetlaczu i szepnął zdumiony:
– Joanna..."


I jak fragment? Rozbudził Waszą ciekawość? Co sądzicie o nowej postaci - Andżelice? ;D


Komentarze

  1. O mój boże, ale się uśmiałam :D :D :D Nie mogę się już doczekać całości!

    Co do Andżeli - w książce? Rewelacja! W prawdziwym życiu? Czasem bym wolała, żeby takie osoby nie istniały, bo zdecydowanie obniżają moją, już osiągającą poziom Rowu Mariańskiego, samoocenę... a niestety mózgu, charakteru i intelektu nie widać na pierwszy rzut oka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fragment skończył się o wiele za szybko, zupełnie jak pierwsza część. Przeczytałam ją w jeden dzień i potem płakałam, że sobie jej nie dawkowałam. Tym razem będę musiała uważać, bo znowu dopadnie mnie kac książkowy :). Książka zapowiada się genialnie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz